czwartek, 3 lutego 2011

Ludzie są i odchodzą...

Ludzie są i odchodzą…
Dzisiaj zaczynamy drugą połowę tygodnia, gorzką kawą. Tak, to jest moja chwila spokoju, cisza przed burzą podczas której mogę zebrać myśli. Za 2 godziny zacznie płynąć ta część dnia kiedy oddaje innym mój największy skarb – czas. Ciekawe, czy znowu będę musiał użerać się z urzędnikami, a może znowu będę zirytowany lekarzem, który po 30 latach pracy nie potrafi wypisać poprawnie wniosku. Może znowu zadzwoni do mnie ktoś straszący mnie sądem, albo zrobię kolejny projekt wizytówki, lub innej rzeczy. Bardzo szybko mija mi tydzień. Byleby życie tak nie przeminęło, bo będę tego żałował.
Tydzień zacząłem w niedzielę, budząc się obok największego daru, jaki mogłem otrzymać od Boga, widząc za oknem budzący się świat. Niebo czerwono, szaro, białe, przecięte w połowie przez obłok pozostawiony przez samolot, duże żółto-pomarańczowe słońce wychodzące zza horyzontu i księżyc w kształcie rogala chowający się za nim. Nad księżycem gwiazda, a wokół biało zielone drzewa, białe pagórki, łąki, hehe wszystko białe. Potem na studiach porażka – nie dostanę stypendium. Teraz muszę oddać ciut więcej czasu komuś, żebym mógł spokojnie utrzymać standard życia.

Ludzie są i odchodzą…



Czasem któs odchodzi mentalnie, ktoś staje się inny niż był i też w pewnym stopniu oddala się, odchodzi od nas, ktoś odchodzi od nas z naszej winy, ze swojej, tak po prostu, na skutek upływającego czasu, a wraz z nim namiętności. Myślę, że takie odejście jest gorsze niż odejście poprzez śmierć.




Na śmierć kogoś zwykle nie mamy wpływu, po śmierci kogoś wiemy, gdzie jest, nie zastanawiamy się, co teraz robi, czy jest szczęśliwy, czy tęskni za nami, czy wyrządziliśmy mu krzywdę, bo ta osoba już nie żyje. W przypadku innych odejść, mamy w pewnym stopniu na nie wpływ. Gdy tracimy kogoś, kto był częścią naszego życia, to zawsze zastanawiamy się, jaki miałyby przebieg wydarzenia, gdybyśmy postępowali inaczej. Mówią, że niestety nie mamy na to wpływu – NIE! Dobrze, że nie mamy na to wpływu. Skoro tak się stało, to powinniśmy zaakceptować sytuację i żyć dalej, jednak nie potrafimy… Ciągle myślimy o tej drugiej osobie, zastanawiamy się dlaczego, ona nas, my ją zraniliśmy, dlaczego nie potrafimy przebaczać, dlaczego nie jesteśmy wyrozumiali i nie pozwalamy komuś odejść, lub dlaczego ciągle ożywiamy go w krainie myśli, skoro on już umarł, nie ma go przy nas, jest dla nas niedostępny. Nie chodzi mi tylko o narzeczonego, dziewczynę, itp. Czasem gdy odchodzi, ktoś do kogo miało się sentyment, szacunek, darzyło się go przyjaźnią, uważało za autorytet, lub bratnią duszę, nie potrafimy sobie z tym poradzić i boli nas to może bardziej ze względu na złożoność więzi i sposób w jaki się tą więź tworzyło. Taki inny rodzaj.. miłości? Coś w tym stylu. Miłość braterska, często trwalsza niż miłość do naszej kobiety, mężczyzny. Cieszę się, że moją kobietę kocham, na obydwa sposoby, dlatego nie mam wobec niej żadnych oporów, ani sekretów.

Ludzie są i odchodzą…





Czasem najlepszą rzeczą jaką możesz zrobić dla drugiej osoby, to odejść od niej, lub dać jej odejść od siebie. Nawet kosztem zerwania kontaktu i milionów myśli.
3 bliskie mojemu sercu osoby praktycznie zakończyły swoje związki. Ciekawe, jak wytrzymują tę pustkę. Martwię się o nich. Zarazem wiem, że są tak wspaniałym ludźmi, że poradzą sobie z tym i wybiorą rozwiązanie, które zostawi im najwięcej miłych wspomnień, bo:

„Zawsze w życiu idziesz którąś z dróg. Wybieraj tą, która da Tobie najpiękniejsze wspomnienia”





Też przez to przechodziłem. Mnie raniły kobiety, dostawałem tz. „Kosze” (hehe tez bym sobie je dał teraz), zostałem wykorzystany, i zostawiony, sam też zraniłem pewną osobę, choć nie wiem dlaczego. Chyba chciałem cierpieć, a za to ktoś inny cierpiał. Byłem zbyt dumny, samolubny, żeby dać komuś szczęście. Działałem destrukcyjnie w pewnym stopniu. Wiem byłem głupi, teraz zupełnie inaczej podchodzę do pewnych spraw. Kosze… Kiedyś się nimi martwiłem, dawałem im rangę załamania życiowego, po to by teraz cieszyć się z tych wszystkich porażek, które ukształtowały mnie i pozwoliły budować mi od podstaw wspaniały wyjątkowy związek. Jak to mówił Włodi:

„by być kim jestem, musiałem to przeżyć”

Tylko nie rozumiem jednej rzeczy:
Dlaczego biegnąc po swoje szczęście, często zabieramy je innym, lub ranimy innych?
Może po to, by oni zrobili to samo co my i mogli kiedyś budować swoje Zycie w oparciu o porażki, ból jaki im zadaliśmy?
W pewnym rodzaju raniąc innych świadomie, lub nieświadomie, dajemy im dar, doświadczenie, naukę, którą zapamiętają i wykorzystają w odpowiednim momencie. Niestety na każdej drodze życiowej doznamy zarówno radości, jak i porażek, będziemy cierpieć, jednak gdy tylko będziemy chcieli dojść tą drogą do jej końca, zdobędziemy się na odwagę, to nasz trud zostanie wynagrodzony. Bo ja wiadomo:


„żeby zobaczyć tęczę, nie można bać się deszczu”




W końcu każdy z nas jest wyjątkowy i zasługuje na szczęście na każdej płaszczyźnie życia. Zaakceptujmy siebie, nie bójmy się porażek, podnośmy się po nich, idźmy dalej po swoje marzenia, bo one czekają na nas, niczym garnek na końcu tęczy ;)

Ps. Przepraszam wszystkich ludzi, których kiedykolwiek zraniłem.

Miłego dnia przyjaciele

Flanel

piątek, 28 stycznia 2011

Pokonać siebie!

Kiedyś słyszałem historię o człowieku, który cierpiał na chorobę zwaną jaskrą. Cała historia miała miejsce w czasach, gdy elektryczność byłą zupełną abstrakcją. Mogę stwierdzić, że nawet ludzie nie zastanawiali się nad tym, że dzięki kawałkowi wolframu, umieszczonemu w szklanej próżni, można pisać przełomowe słowa, podczas długich wieczorów. Wyobraź sobie teraz człowieka mającego jaskrę notującego coś w półmroku kawałkiem pióra na pergaminie. Wiem, wydaje Ci się to absurdalne. Jeszcze większym cudem, jest fakt, że ten człowiek, mimo tego, że mógł pracować ok. godziny dziennie, w bólu napisał kilka tomów wspaniałych książek historycznych, czytanych do dzisiaj. Pomyślcie… czekacie cały dzień, oszczędzacie się, żeby móc poświęcić godzinę na pisanie… Coś niesamowitego (gdy pomyślę, jak czasem nie lubiłem pisać prac na polski, to jest mi trochę głupio). Jaką trzeba mieć siłę woli, pasję, zaparcie, świadomość wyższego celu, żeby tak się poświęcać dla innych, gdy samemu potrzebuje się oparcia pomocy. Mało kto wie, ale Frank Bettger, sławny handlowiec i mówca, bał się wystąpień!...  A jednak! Po serii ćwiczeń przełamał swój strach i potrafił porywać tłumy.

A wielcy przywódcy religijni państwowi i społeczni?

- Malcolm X – ofiara rasizmu
- Abraham Lincoln – wychował się w drewnianej szopce, całe życie ponosił porażki, by na koniec zostać najlepszym prezydentem USA.
- Jezus – prześladowany całe życie, by umrzeć za innych

Mimo, a może dlatego, że te osoby napotykały na swojej drodze przeszkody, potrafiły czynić wielkie rzeczy, wbrew wszystkiemu. Swoją drogą ok. 85 % ludzi, zmieniających losy świata, pochodziła bądź z biednych rodzin, byłą prześladowana na różnym tle, lub chorowała, miała zaburzenia przez które nie powinny wykonywać czynności, dzięki którym zasłynęli. A jednak pokonali problemy…
 Nie wiem czy macie świadomość tego, ale wielu biegaczy, biatlonistów, piłkarzy choruje na astmę i wiele innych chorób, przez które nie powinni uprawiać sportu. A jednak… Są wybitnymi sportowcami.
Wydech wdech…
Czasem nie jest to łatwe. Wiem coś o tym ;) W takich chwilach zastanawiam się jakim cudem zajmuje się muzyką, skoro nie potrafię (a raczej natura mi nie pozwala) mówić na bezdechu. Wkurza mnie to często, gdy pomyślę, że inni w tym czasie oddychają swobodnie, nawet się nad tym nie zastanawiając. Wkurzam się, gdy po tygodniu pracy idę na studia, zamiast odpoczywać, a po studiach czeka na mnie praca, podczas gdy ludzie na dziennych studiach myślą o zabawie, kobietach, alkoholu i czasem o nauce. Denerwuje mnie, gdy wypruwam sobie żyły, a inni obijają się, albo gdy robię coś społecznie, z chęci pomagania, a w zamian słyszę, że robię to dla władzy (ciekawe powiązanie), że coś tego mam, sieje zamęt itp. Wkurzało mnie, gdy kumple obijali się w szkole, a ja uczyłem się i starałem, po szkole pracując, gdy inni w tym czasie grali w gry, siedzieli przed TV, lub robili inne bezużyteczne rzeczy, narzekając jakie to życie nie jest złe i niesprawiedliwe. A jednak, zobaczmy co pokazał czas:
- Zdałem maturę na tyle, ile chciałem, miałem świadectwo z paskiem. Wielu znajomych nie zdało matury, lub średnio. Choć oczywiście Ci, którzy się przykładali do nauki, też zdali ją dobrze.
- Poszedłem na studia, -> dostałem stypendium za dobre wyniki w nauce. Znajomi albo się nie uczą, albo płacą za to, co ja mam za dużo niższą cenę.
- Przez to, że pracowałem po szkole na swój rachunek, poznałem trochę ludzi, dostałem dobre zlecenie, dostałem też dobre, które musiałem odrzucić. Nie muszę się martwić o pieniądze. Wielu znajomych nie ma pracy do teraz, albo pracują za kwoty poniżej minimum. Choć słuchając niektórych wywodów o domniemanych pracach, robiło mi się głupio i myślałem, jacy oni są ustawieni. Rzeczywistość zweryfikowała, kto potrafi sobie poradzić, a kto nie. Tu oczywiście też znam ludzi, którzy, tak jak mój przyjaciel poradzili sobie po szkole i żyją z pasji, czego im serdecznie gratuluję :-)
- Kształcę się i zdobywam doświadczenie zawodowe, gdy ludzie na państwowych dziennych uczelniach zdobędą tylko połowę tego co ja – wykształcenie
- Robię coś z pasji przełamując słabości i bariery, ćwicząc dyscyplinę, gospodarując czas na pożyteczne rzeczy (nie tylko dla mnie), gdy inni marnują czas, którego już nigdy nie nadrobią.
- Pomagam ludziom, gdy wiele osób niszczy coś i sieje zamęt
- Żyję! A to jest najmilsza rzecz, jaka może mnie spotkać ;-)
Dlatego cieszę się, że często mam pod górkę w życiu i tak ja dzisiaj jestem wyczerpany psychicznie, bo jak to mówi Onar: „Wiem, że to ma sens”. hehe
Każdą wadę można zamienić w zaletę, a dzięki walce, poświęceniu wytrwałości, możemy osiągnąć wszystko, a nawet więcej!
Skoro w spadku od zycia podobnie ja Kendo dostałem „zepsute płuca, które mówienie coraz częściej”, to nie przypadkowo. Też nie bez powodu jestem na wyrost ambitny, dążę do dziwnych celów i tak dalej…
Mam nadzieję, że przełamując każdego dnia swoje słabości, osiągnę swój Eden ;-) czy coś takiego :D
Może nie taki, jak David Bekcham, albo Napoleon Hill. Raczej zwykły sukces. Mieszkanie (drewniany dom), z kochającą rodziną – to jest spełnienie. Utrzymywać się ze swojej pasji, żyć prawdziwie, cieszyć się ciszą, spokojem, pijąc kawę o godzinie 12, popełniając błędy, robić gafy, ale za to Flanelowe gafy i błędy we Flanelowym świecie. Może jestem idealistą (według pewnej Pani, wymierającym gatunkiem), ale wierzę, że w każdy z nas jes architektem swojego życia i tak jak to mają architekci w zwyczaju, możemy narysować magicznym ołówkiem swoje Zycie i dążyć żeby szkic stał się rzeczywistością. A jak do tego dojść? Na pewno pomoże nam pokonanie największych wrogów – nawyków i słabości. Bo podobno „siła człowieka tkwi w jego słabościach”. Swoją drogą pisanie jest moim nałogiem, ale chyba będę go pielęgnował. A Ty w jaki sposób przełamujesz swoje bariery?
Dzisiaj, szukałem filmiku o pokonywaniu barier. Nie wiem, czy przez przypadek, ale trafiłem na coś, co mnie zmotywowało do życia. Wzruszyło jeszcze bardziej…
Oto filmik:

>



Kocham życie takie jakie mam i lekcję, które mi ono daje każdego dnia.

A tak na marginesie, od dzisiaj zaczynam walczyć z moją słabością do jedzenia czekolady w nocy hehe.

Do zobaczenia przyjaciele

Flanel

piątek, 21 stycznia 2011

Historie 3

„Opóźniony pociąg InterREGIO z … do Przemyśla, wjedzie na tor 2 przy peronie trzecim”

Siedzę na plastikowej ławce, która znajduje się na dworcu głównym w Krakowie. Zacząłem pisać i nie wiem czy to jest dobry pomysł, ponieważ moje palce, już po dwóch minutach starają się powiedzieć „skończ z tym pisaniem na mrozie”. Jednak piszę dalej ;)

 Przypomniał mi się pewien obraz:

Poranek… Słońce przedziera się delikatnie przez zaokrąglone szczyty gór, oświetlając gdzie niegdzie stoki pełne zielonych drzew. Dość wysoka temperatura sprawia, że dwójka elegancko ubranych ludzi siedzi na drewnianej ławce w cieniu ogromnego drzewa. Wokoło nie ma nic, poza przyrodą. Wszyscy odpoczywają w swoich pokojach po obiedzie.


„Kocham przebywać na łonie przyrody. Daje mi ona radość, siłę, energię na to by móc stawiać czoła wyzwaniom każdego dnia. ”

Jakaś dziwna siła pozwoliła mi otworzyć się przed nią i być SOBĄ.


Rozmawialiśmy, śmialiśmy się razem. Ok. ¾ czasu spędzaliśmy razem. Oczywiście dalej zaliczałem wpadki w stylu:

„Prawdziwą kobietę poznaje się po stukocie jej obcasów”.

Na szczęście sprawdzają się badania psychologów, które mówią, że tekst mówiony stanowi tylko 7% wrażenia, jakie odciskamy na innych.

Pamiętasz mój tandetny kapsel z napisem „Carpe Diem”? Miałem go cały czas przy sobie, mam go do teraz. Zawsze gdy uważam, że zrobię coś później, to… chwytam go i wtedy to robię, bez zastanawiania się, szukania wymówek. Dawał mi siłę, również gdy kilka dni później po pracy, zapytałem się:

„Pójdziesz jutro po pracy ze mną na randkę?”

„Tak”

Teraz zatrzymajmy się na chwilę.

Ciekawe dlaczego jest tak, że szukając całe życie tej wyjątkowej osoby, spotykasz ją przypadkowo i bez żadnego przygotowania musisz działać.
 Powiem wam, że dla człowieka, który wszystko panował (łącznie z godzinami posiłków) taka spontaniczna historia była czymś zaskakującym, jednak dałem się ponieść chwili. Pomyśleć, że byłem facetem, takim jak wszyscy, niczym nie wyróżniającym się, a ona się zgodziła. Można mówić, że miałem szczęście, ja jednak uważam, że to było coś w rodzaju przeznaczenia.
Każdy z nas, kto kiedyś czegoś takiego doświadczył wie o czym mówię.
Ten lekki lęk, mieszający się z zaciekawieniem, niepewnością o kolejne dni, a zarazem radość, spowodowana tym, że człowiek.. żyje!
No i oczywiście napięcie, wyczekiwanie, przed kolejnym spotkaniem. Jednak o kolejnym spotkaniu, będzie następnym razem.
Wróćmy do rzeczywistości.
Dzisiaj zakończyłem jeden projekt, myślę, że w ciągu 1,5 tygodnia następny. W tej chwili biegnę za moimi trzema marzeniami. Jednym z nich jest wydać upragnioną płytę muzyczną, drugim jest uwolnić  się z pułapki dotychczasowej pracy i żyć prawdziwie, a trzecim mieć więcej czasu na pisanie i dla bliskich.
Wczoraj miałem ciekawą historię, która potwierdza serięprzypadków.

Byłem w sklepie, u dziewczyny, której z kolegą robiłem stronę internetową (w sumie bardziej kolega robił niż ja). Omawialiśmy ostatnie szlify jej witryny. Rozmowę przerwała nam klientka, która chciała coś kupić, jednak nie wiedziała co dokładnie. Wtedy zacząłem z nią rozmawiać, zdobyłem jej zaufanie sprzedałem jej… ubranko dla wnuka i za dużą czapeczkę.
Już dawno nie czułem takiej radości, jak w tamtej chwili…
 Dzięki wróceniu do sprzedaży i stawianiu pierwszych kroków w marketingu, zamierzam od 1 lipca w 100% na własny rachunek. Płytę mam zamiar ukończyć 1 kwietnia, a wolność przyjdzie mam nadzieję wtedy, gdy poczuję się spełniony, a praca będzie sprawiała mi większą satysfakcję, niż to ma miejsce teraz. Mam tylko nadzieję, że uda mi się wyjść z pułapki złych nawyków i przyzwyczajeń.
Obiecuję to wam i sobie, że dołożę wszelkich starań, by tak się stało, a tymczasem do zobaczenia.

Flanel

czwartek, 20 stycznia 2011

Historie 2

Czas zatrzymał się na długą chwilę…

Mimo tych wszystkich osób wokół istniałem tylko ja, ona i myśl, która nie dawała mi spokoju:
Jakim cudem mój anioł 3 dni temu, był 150 kilometrów stąd i dlaczego spotkałem ją drugi raz w ciągu 3 dni?

Wierzysz w przypadek?

Jedząc obiad u siostry Sylwii, stwierdziłem, że muszę dotrzymać danego sobie słowa i wykorzystać szansę.
Jechaliśmy razem z powrotem, całą drogę rozmawiając. Na koniec dałem jej swój numer pod pretekstem znalezienia dla niej pracy.

Jeżeli mam być szczery, to nie sądziłem, że odzwoni.

W każdym razie, po powrocie siedząc  przy kawie w restauracji, myślałem cały czas o niej…
W ten sam dzień, a raczej wieczór poszedłem na piwo z kumplem i okazało się, że mój anioł jest przyjaciółką jego dziewczyny!

Właśnie… gdyby nie kolega i jego dziewczyna, to prawdopodobnie nie spotkałbym już mojego anioła…

Kilka dni później szedłem ulicą, zatracając się w krainie myśli.. Nagle! Zadzwonił telefon. Odebrałem.
Usłyszałem cudowny głos, który brzmiał mniej więcej tak:


„Cześć, z tej strony Sylwia. Dzwonię w sprawie pracy. Kiedy moglibyśmy się zobaczyć?”

Często jest tak, że w najważniejszym momencie życie, gdy musimy coś powiedzieć, mówimy to w dziwny sposób, bądź nie jesteśmy w stanie wydobyć z siebie nawet tego dziwnego dźwięku.
Ja natomiast odpowiedziałem:


„OK.! Tylko muszę sprawdzić w kalendarzu, kiedy będę miał czas, ponieważ mam zabiegany tydzień. Odzwonię za chwilkę”

O Boże… wiem, myślicie, „ale palant jest z niego”. Powiem, wam, że też tak stwierdziłem…
Emocje, które mną wtedy targały, mogłyby zburzyć niejeden mur <lol2>
Pomyślałem, że jestem przegrany.
Puls, gdy odzwaniałem do niej, chciał mi rozsadzić szyje, a głos pewnie drżał mi jak zepsuty silnik od motoru ;)
A jednak… kilka chwil później umówiłem się z nią na spotkanie biznesowe, ciągle myląc terminy i godziny.
Jestem ciekaw, jak bardzo się wtedy śmiała ze mnie, lub jak bardzo była zaskoczona takim dziwnym zachowaniem.

-„On naprawdę zapisuje wszystko w kalendarzu?”
- „yyy… taaaak, on jest zabieganym człowiekiem, wszystko musi zapisywać, ale zaletą jest mieć poukładane Zycie w końcu”

Mniej więcej, tak mogła wyglądać rozmowa Sylwii i jej przyjaciółki po naszej rozmowie. Pewnie miały kolejny powód do poprawienia sobie humoru.

Przed pierwszym spotkaniem miałem taki mętlik w głowie, że każdy by się w nim zaplątał. Z rozmowy z nią pamiętam tylko zielone oczy, uśmiechniętą twarz i kilka moich wpadek w stylu:

„Masz pieska i kotka! Może posiadasz jeszcze jakieś zwierzątko?”

Hehe nie wiem jakim cudem spotkałem się z nią jeszcze kilka razy, po czym pojechaliśmy razem na szkolenie sprzedażowe………………..

W pierwszym dniu szkolenia wieczorem musiałem pojechać na koncert, który grałem jakieś 100 kilometrów od miejsca szkolenia. Jeżeli grałeś kiedykolwiek koncert, to rozumiesz mnie i wiesz, że to nałóg, do którego każdy lubi bardzo często wracać.
Koncert był wspaniały… W najlepszym momencie pół widowni nawijało z nami tekst utworu… Człowiek wtedy czuje się mega spełniony… Światła, w oddali ciemność, ludzie skupiający wzrok na tobie… cisza… chwila spokoju iii…. Uderzenie stopy! Okrzyki tłumu… Radość ludzi, dla których jesteś w centrum wszechświata… Dla tych chwil jestem w stanie wiele poświęcić…
A Ty ile byś poświęcił dla swojej pasji?
Co byś poświęcił, żeby przesunąć się choć o jedno miejsce bliżej początku kolejki po marzenie, by wreszcie móc otrzymać swoje obiecane marzenie, które by było wynagrodzeniem za ciężką prace?


Do zobaczenia jutro

Flanel

środa, 12 stycznia 2011

Prawda?


Miałem w piątek tutaj zawitać, ale rozmowa o 23:41, z przyjacielem, skłoniła mnie do napisania tego postu.

Przyjaciel zadał mi pewne osobiste pytanie, na które ciężko mi było odpowiedzieć. Odpowiedzi były tak różne, jak perspektywy, z których patrzyliśmy na ten temat.

Swoją drogą, zbyt często o czymś myślimy, zastanawiamy się, rozważamy każdą możliwość, gdy rzeczywistość w tym samym czasie idzie do przodu. Zostając w miejscu nie nadążamy za nią i w taki prosty sposób cel ucieka nam z pola widzenia.. często na zawsze. Ale nie o tym dzisiaj mowa.

Jak wiadomo są różne rodzaje prawy, a często coś co wydaje się zupełną abstrakcją, okazuje się jedyną prawdą. Wedle słów mądrego człowieka:


"Posiadanie racji jest bardzo przeceniane.
Nawet zatrzymany zegar ma rację dwa razy dziennie."

Masz rację - dzisiaj będzie o rożnych aspektach prawdy, ponieważ jak wiadomo, każdy widzi rzeczywistość na swój indywidualny sposób. W końcu każdy z nas ma prawo do dowolnej interpretacji faktów nas spotykających. Braciom Wright, też mówiono, iż jedyną prawdą jest prawo:
"człowiek nie potrafi wznieść się ponad powierzchnie ziemi".
Czyżby? ;)

Widzimy, jak marzenia potrafią zmienić, zakrzywić rzeczywistość.
Moją prawdą jest to, że uwielbiam sprzedawać i pisać. Piszę od kilku lat, sprzedaję od 2.
Czy jeżeli bym powiedział słowa:
"nie potrafię pisać, nic nikomu nie sprzedam, jestem nieudacznikiem, a ludzie nie chcą nic ode mnie kupić           i czytać moich tekstów",
to czy nie dążyłbym do tego, żeby moje słowa się spełniły? W końcu człowiek jest dumny i potrzebuje mieć rację.;)
Dlatego nie staram się myśleć o takich rzeczach, choć biorę je pod uwagę, ponieważ tylko głupiec zakłada, że wszystko jest świetne, a świat kolorowy. Świat jest bezwzględny, lecz na szczęście NASZ świat może być przyjazdy, pełen szczęścia, radości, która się mnoży, gdy ją dzielimy z innymi.NASZA prawda może być taka, jaką chcemy żeby była. Każdy może stać się architektem życia. Wystarczy wierzyć w siebie. W piątek opowiem wam jak wyglądały dwie prawdy, dwóch osób, odnośnie, tych samych zdarzeń. Powiem wam, że czasem prawdy (szczególnie kogoś tak zakręconego jak ja) są bardzo abstrakcyjne, a jednak stają się rzeczywistością. Czasami tą rzeczywistością, która znaliśmy tylko z marzeń.
Dlatego warto skonstruować sobie świat, taki jaki ma być, nie taki jaki nam narzucają media, politycy, itp.

Nie podoba Ci się praca? postaraj się ją zmienić!

Wkurza Cię ZUS? płać składki w innym kraju!

Masz dość polityków? Wyłącz telewizor, zacznij czytać wartościowe książki!

Masz dość żony, dzieci, które Cię denerwują? Zastanów się, co możesz w SOBIE zmienić, żeby było inaczej! ;)

Tak na prawdę, jeżeli się zastanowimy, to tak na prawdę dobrze sformowany problem zawiera w sobie rozwiązanie. Trzeba tylko CHCIEĆ, zmienić się :) zmienić swoją rzeczywistość, postawić na prawdę, dzięki której możemy być szczęśliwi. Ja już wybrałem swoją prawdę, ale o tym innym razem.

Tymczasem proszę Cię o jedną rzecz:

Uśmiechnij się! to nic nie kosztuje, a może zmienić całe życie.

Prosto z biegu po marzenia

Flanel

wtorek, 11 stycznia 2011

Historie

Jak to jest, że prawie nikt z nas, nie lubi chodzić do dentysty?
Wielu z nas boi się bardziej dentysty, niż dresa próbującego nas pobić bliżej niezidentyfikowanym przedmiotem. W sumie nikomu się nie dziwę – przed dresem można się teoretycznie obronić, a z dentystą, to już nie ma tak kolorowo. Siadasz w fotelu i bach… borowanie, rwanie, leczenie kanałowe, bardzo miły dźwięk „wiertła” dentystycznego… może skończmy z tym, jak na razie. Na końcu wspomnę coś o dentystach.
W każdym razie, z tego powodu, iż jestem lękliwym człowiekiem w stosunku do dentystów, czasem, tak jak teraz, budzę się o 2 w nocy i nie mogę zasnąć, bo przyjaciel ząb numer osiem, przypomina mi o swojej obecności. Jeżeli masz tak czasem, to szczerze Ci współczuję ;)
Właśnie przypomniała mi się pewna historia, która miała wpływ na moje życie.
Była godzina 13.00, sobota, 22 maja roku 2010. Pech, który dla niektórych był szczęściem, chciał, że w tym czasie byłą powódź. Jeżeli dotknęła Cię w jakimś stopniu, to bardzo Ci współczuję, bo to niesprawiedliwe być podtopionym, podczas gdy inni w tym czasie, beztrosko bawią się w najlepsze. Ale wróćmy do mnie na chwilę.
Wyobraź sobie, że wchodzisz do restauracji, jest pięknie, malowniczo udekorowana. Rozglądasz się i… widzisz tylko dwóch ludzi, siedzących przy stoliku w rogu, w garniturach, pijących kawę i rozmawiających tak żywo, że mógłbyś pomyśleć, iż w tej kawie chyba są bardzo silne dodatki. Ciekawe, co byś sobie o mnie pomyślał, gdybym wstał i po podejściu do Ciebie, powiedziałbym Ci, że właśnie ciężko pracuję!. Tak, planowałem działania na przyszły tydzień z moim współpracownikiem. Rozmawialiśmy o biznesie, szansach, perspektywach, rozwoju. Dziwne, że wtedy powódź była dla nas abstrakcją, czymś odległym. Niestety gdy inni widzą, tylko negatywy, to w tym samym czasie jacyś szaleni ludzie zauważają same pozytywne rzeczy. Tak, mógłbym wtedy góry przenosić, nie potrzebowałbym żeby do mnie przyszły jak Mahomet hehe. Nagle… moją rozmowę przerwał telefon.
Zgadnij, kto powiedział:
- Młody, idziesz dzisiaj ze mną na imprezę?


Zgodziłem się od razu na propozycję… mojej cioci :O (zaznaczam niewiele starszej ode mnie)

Tak oto kilka godzin później piłem piwo siedząc przy stoliku, wśród obcych ludzi, nie słysząc własnych myśli i zastanawiając się, co mówi do mnie ten koleś siedzący koło mnie. Mijały godziny… Po kilku piwach zacząłem się dobrze bawić, tańczyć, poznawać ludzi (okazało się, że jednak znam bardzo dużo osób). W pewnym momencie… zobaczyłem… ANIOŁA!. Możecie mi nie wierzyć, ale naprawdę sam byłem zaskoczony, widząc pierwszy raz w życiu anioła. Tańczyła na parkiecie… Płynne ruchy, kocie zielone oczy, idealna figura… wstałem i …. Grawitacja zmusiła mnie do szybkiego powrotu na ziemię. Sięgnąłem do kieszeni, wyjąłem zakrętkę od Tybarka, z napisem „Carpe diem” i powiedziałem, że spotkam tą kobietę, a wtedy: Trwaj chwilo! – wykorzystam swoją szansę.
Czasem los bywa przewrotny i każe nam zaniechać działania. Szczególnie dzieje się tak wtedy, gdy nie jesteśmy w stanie wykorzystać danej nam szansy, bo np. nie jesteśmy w stanie rozmawiać. Chyba, że na migi, bo z bełkotu pijaka, mój Anioł by się zbyt wiele nie dowiedział. Myślisz pewnie, co ma wspólnego powódź, tandetna zakrętka, kobieta impreza i ciocia. Powiem Ci, że ma, ale to na końcu opowieści. W każdym razie 3 dni później szwagier poprosił mnie, żebym pojechał z nim do Żywca, zawieść moją siostrę do koleżanki, u której miała odpoczywać. Nigdy nie lubiłem takich wyjazdów, jednak „głos”, intuicja kobieca, albo po prostu brak innego zajęcia powiedział mi, żebym tam pojechał. Gdy już dotarłem na miejsce, wszedłem d pięknego drewnianego domku, pośrodku malowniczej krainy, wysokich drzew, łąk, źródeł, skał, zobaczyłem gospodynie domu i jej małe dzieci. Obróciłem się w lewo iii zamarłem… zrobiłem się czerwony i powiedziałem ze szczerym uśmiechem „Cześć Matusz”. Zgadnij kto to był. Wierzysz, w przypadek? Niezależnie czy tak, czy nie. To zapraszam Cię w piątek na dalszą część mojej historii.
A teraz coś o dentystach.
Kiedyś słyszałem, że podobno wśród psychologów i dentystów zanotowano najwięcej samobójstw związanych ze stresem zawodowym. W sumie gdybym co dzień grzebał 7 ludziom w zębach, którzy się wyrywają, płaczą, krzyczą, też bym się niemiło czuł. Dlatego chyba pójdę jutro d dentysty i uśmiechnę Siudo niego na wstępie. Może mu się lepiej zrobi i będzie bardziej na ludzie pomagał mi w walce z moją ósemką. Aż serce rośnie ja pomyślę, jakby jutro każdy z nas poszedł do dentysty i z uśmiechem, by mu podziękował za jego pracę. Może tym drobnym gestem byśmy uratowali jego wyjątkowe życie?
Uśmiechajmy się, a życie będzie piękniejsze, bo jak to mówił pewien mądry człowiek:

„Czasem radość jest źródłem Twojego szczęścia,
ale to uśmiech czasem może być źródłem Twojej radości”

                                                                                         Do zobaczenia przyjaciele

                   Prosto z biegu po marzenia

                                           Flanel

sobota, 8 stycznia 2011

List

Oto obiecany list, który miałem zamieścić dzisiaj. Jest to list pożegnalny, pisarza kolumbijskiego Gabriela Garcia Marqueza, który napisał do przyjaciół, ponieważ ma złośliwego nowotworowa. List wywarł na mnie tak ogromne wrażenie, że chcę się nim teraz z wami podzielić. Mam nadzieję, że też was, tak ja i mnie zainspiruje do pewnych zmian w życiu.

Pozdrawiam


Oto list:

"Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak potrafię.
Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem.
Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartość, ale na ich znaczenie.
Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi oczami tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują, budziłbym się, kiedy inni śpią.
Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, ubrałbym się prosto, rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moją duszę.
Przekonywałbym ludzi, jak bardzo są w błędzie myśląc, że nie warto się zakochać na starość. Nie wiedzą bowiem, że starzeją się właśnie dlatego, iż unikają miłości!
Dziecku przyprawiłbym skrzydła, ale zabrałbym mu je, gdy tylko nauczy się latać samodzielnie.
Osobom w podeszłym wieku powiedziałbym, że śmierć nie przychodzi wraz ze starością lecz z zapomnieniem (opuszczeniem).
Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi… Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę.
Nauczyłem się, że kiedy nowo narodzone dziecko chwyta swoją maleńką dłonią, po raz pierwszy, palec swego ojca, trzyma się go już zawsze.
Nauczyłem się, że człowiek ma prawo patrzeć na drugiego z góry tylko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się podniósł.
Jest tyle rzeczy, których mogłem się od was nauczyć, ale w rzeczywistości na niewiele się one przydadzą, gdyż, kiedy mnie włożą do trumny, nie będę już żył.
Mów zawsze, co czujesz, i czyń, co myślisz.
Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego, objąłbym cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim aniołem stróżem.
Gdybym wiedział, że są to ostatnie minuty, kiedy cię widzę, powiedziałbym "kocham cię", a nie zakładałbym głupio, że przecież o tym wiesz.
Zawsze jest jakieś jutro i życie daje nam możliwość zrobienia dobrego uczynku, ale jeśli się mylę, i dzisiaj jest wszystkim, co mi pozostaje, chciałbym ci powiedzieć jak bardzo cię kocham i że nigdy cię nie zapomnę.
Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu. Być może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło ci czasu na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty, by przekazać im ostatnie życzenie.
Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć "jak mi przykro", "przepraszam", "proszę", dziękuję" i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz.
Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni".