czwartek, 6 stycznia 2011

Co w tym widzisz?

Brudna popękana szyba. Za nią białe cząsteczki śniegu, pierwszy raz w tym roku przedzierają się przez mrok, dając mu nieco bardziej przyjazny wyraz. Natura po tej stronie półkuli udaje się na zasłużony odpoczynek.
A ja? Pędzę jak zawsze. W sumie już jakieś 2 lata jestem w ciągłym biegu. Właśnie siedzę w kupie żelaza na kółkach, które zwie się pociągiem.
Przed chwilą przeczytałem tekst dziewczyny, opowiadający o jej tęsknocie za zmarłym dziadkiem. Jak chyba każdy człowiek, ta dziewczyna dała się unieść nastrojowi, jaki panuje za oknem.
A mój świat? W moim świecie w tej chwili trwa stan pomiędzy jesienią, a wiosną. Właśnie przegrałem wybory na radnego, 4 miesiące temu praktycznie rzuciłem swój biznes. Prowadzę szkołę języków obcych, zarządzam ponad 110 ludźmi i… czuję pustkę w tym aspekcie. Brakuje mi spełnienia w tej pracy. Nawet to, że o ok. 40% zwiększyłem liczbę uczniów, jakoś mnie nie zadowala.
Dzisiaj rano odkryłem, że tak naprawdę ze strachu przed porażką, zawiedzenia mojego dawnego zespołu, braku wiary w siebie (a nie jak myślałem, zdobycia nowych umiejętności), porzuciłem dawny biznes.
Wierzysz w przypadek? Bo ja Przyjacielu, coraz bardziej się zastanawiam, czy to właśnie nie seria przypadków kieruje naszym życiem.
Chciałem Cię zabrać przyjacielu w podróż pełną ciekawych historii, które często napisał przypadek.
Dzisiaj streszczę kilka z nich, moim zdaniem najważniejszych, które zaprowadziły mnie na ten niewłaściwy koniec tęczy, na którym teraz się znajduje.
Wracając do przypadków… Gdy prawie 2 lata temu zarobiłem pierwszą naprawdę wielką kasę, ciężko pracując, spotkałem na swojej drodze charyzmatycznego człowieka, który pokazał mi, co mogę z nią zrobić, żeby jej całej nie stracić. Potem zacząłem prowadzić z nim biznes. Można powiedzieć, że był moim swoistym mentorem. Szło nam całkiem dobrze, tylko, że w pewnym momencie wszystko zaczęło się „sypać” i widocznie nie byłem na to przygotowany.
Wczoraj 4 miesiące od tamtych zdarzeń, robiąc sobie rachunek sumienia, postanowiłem, że do końca roku wybiorę rzecz, dla której w 100% się poświęcę i którą będę robił z prawdziwą pasją, czerpiąc z niej przyjemność. Chwile po moim postanowieniu spotkałem mojego dawnego mentora...
Przypadek? Właśnie od godziny siedzę w pociągu, choć 5 minut temu powinienem wysiąść z niego na końcowej stacji i iść na umówione spotkanie. Jeżeli teraz bym z niego wyszedł, mógłbym iść również na spotkanie z wpływowymi ludźmi z mojej okolicy. Ale czy warto? Chyba już nigdy się tego nie dowiem. Pociąg gwałtownie ruszył… Być może przeszła mi koło nosa najlepsza perspektywa na ten wieczór, a być może za niedługo czeka na mnie ta najlepsza perspektywa.

Jak zawsze w takich chwilach czuję niepokój. Ostatnio dużo się działo. W dzień wyborów znalazłem na chodniku pierścień atlantów, podobno przynoszący szczęście. W ten sam dzień, nie wiem dlaczego wszedłem ze znajomym do Empiku i pierwszy raz od 7 miesięcy kupiłem książkę Napoleona Hilla, mówiącą o wyborach życiowych, znajdowaniu swojej drogi, determinacji, odwadze. Przypadek, że teraz kupiłem książkę, gdy nie wiem, jakiego wyboru dokonać, gdy nie wiem, który będzie dla mnie najodpowiedniejszy? Ciekawe dlaczego wczoraj udzielałem pomocy osobie, która dostała ataku padaczki na moich oczach. Nawet kobietę ,którą kocham, szanuję, jak żadną inna wcześniej i rozumiem, jakby to była część mojej osoby, spotkałem… przypadkiem. Jednak to już dłuższa historia. W każdym razie żałuję, że nie mam umysłu analitycznego i nie mogę oczami wyobraźni spojrzeć w przyszłość, żeby zobaczyć jak wygląda mój świat zmieniony moimi dzisiejszymi decyzjami. No i oczywiście, co znaczą te wszystkie przypadki?




Z porażek ,których doświadczyłem w ostatnich miesiącach, wiciągnąłem wiele lekcji. Najważniejszą jest taka iż poniosłem je głównie dlatego, że nie skupiłem całej swojej uwagi na przedsięwzięciu, którego się podejmowałem. Nie do końca też robiłem rzeczy, które sprawiałyby mi satysfakcje. Jednak chęć zdobycia pieniądza nie jest tym, czego człowiek potrzebuje. Przynajmniej do pełni szczęścia. Pamiętam, jak dziś emocje, które mi towarzyszyły, gdy wydawałem za własne pieniądze płytę muzyczną. Nie robiłem tego w celu zarobkowym, a po to by dać ludziom uśmiech, radość, by mogli się zastanowić nad moimi błędami i sami ich nie popełniali w swoim życiu. O dziwo, gdy robiłem coś charytatywnie, to nic mi nie stało na przeszkodzie w spełnieniu tego celu, a nawet byłem zaskoczony, gdy okazało się, ile osób, chciało jej słuchać. Mogę powiedzieć, że to był mój sukces życiowy, który sprawił mi najwięcej radości w życiu. Ludzie na koncertach znający moje teksty, mówiący, że moja twórczość im coś dała ,analizujący moje słowa, sami próbujący pod moim wpływem tworzyć coś pięknego, byli największą nagrodą, jaką dostałem w życiu. Wiecie kiedy to miało miejsce? Prawie 2 lata temu, gdy zaczynałem swój bieg. Wcześniej utopiony w krainie myśli, zacząłem się przenosić do krainy działania.

A tak na marginesie, ciekawe co czują ludzie widzący mnie, uśmiechającego się do pustej kartki, notującego coś na niej, z taką pasją, jakby pisali pierwszy swój list miłosny. A ja jak się czuje? Od 3 dni żyję jak chcę. Powoli znowu, napełnia mnie życiodajna siła zwana radością.
Porażka w wyborach, pozwoliła mi zająć się muzyką! Właśnie! Chyba dlatego nie załamałem się przegraną. Chyba potrzebowałem porażki, chwili, gdy postanowię zrobić rachunek sumienia. Była mi potrzebna chwila luzu, odpoczynku emocjonalnego, czasu na refleksje i powolne działanie. Robienie tego co kocham i … życia tym! Muzyką, rodziną ,kobietą, przyjaciółmi, bogiem! Potrzebowałem wolności ,swobody, chwili czasu dla siebie. Chwili podczas, której przenosimy się w inny wymiar, ja kto robił Tomas Edison. Wymiar w którym istnieje tylko ta jedna myśl, okupująca Twój umysł, nie pozwalająca przedostać się do niego żadnym bodźcom zewnętrznym. Bo przecież, gdybyś teraz dostał wiadomość od kobiety na której ci zależy o treści „kocham Cię”, to na pewno nie interesowałby Cię ten Pan siedzący naprzeciw Ciebie, obgryzający ostatnią kostkę z kubełka na wynos z KFC ;) Mam rację? Pomyśl, jakbyś się wtedy poczuł? Byłbyś szczęśliwy? Spełniony? Pomyśl, że w tej chwili czuję się tak samo jak Ty wtedy… Przepełnia mnie takie uczucie spełnienia, że mam wrażenie, iż teraz mógłbym zrobić… wszystko. A przecież nie zrobiłem nic wyjątkowego poza tym, że zapisałem kilka linijek tekstu, jakimiś bredniami, które musiały w taki sposób uciec z mojej głowy. Właśnie o to moim zdaniem w tej grze chodzi. Nie trzeba być znanym graczem, by czuć się szczęśliwym. Wystarczy robić coś co się kocha, co jest naszą pasją.
Jak to powiedział PEerZet 

„zwyczajnie niezwyczajni, bohaterowie każdego dnia.


Życie to gra, nie koniecznie o szmal.

Jedni grają, by żyć, inni żyją by grać.
Jesteś tyle wart, ile możesz od siebie dać!”


Możemy wtedy powiedzieć, że jesteśmy naprawdę szczęśliwi i spełnieni.
Tobie tez życzę aby taki stan trwał u Ciebie, jak najdłużej J

  

Prosto z biegu po marzenia

  

Flanel




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz